|
|
Kocham cudowne obrazy Matki Bożej
"Prawdziwe nabożeństwo do Najświętszej Panny wyraża się również kilkoma zewnętrznymi praktykami. Oto najważniejsze:
...
Malować Jej obrazy lub imię i umieszczać je w kościołach i domach lub nad bramami miast, kościołów i domów."
(Św. Ludwik Maria Grignion de Montfort
"Traktat o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny")
|
Wartości artystyczne otoczonych kultem obrazów Matki Bożej były przez wiele lat niedoceniane. W książkach i albumach poświęconych historii sztuki prezentowano jedynie dzieła sztuki znajdujące się w muzeach, natomiast pomijano rzeźby i obrazy będące własnością Kościoła. W epoce socjalizmu sugerowano nawet, ze cudowne obrazy Matki Bożej są przykładem kiczu, choć nikt nigdy nie precyzował, na czym mogłaby polegać różnica między dziełami sztuki umieszczonymi w muzeach, a tymi, które od setek lat znajdują się w ołtarzach, dla których były malowane.
A przecież, jeżeli mierzyć wartość artystyczną dzieła sztuki poprzez wrażenie, jakie wywiera na widzu, to cudowne obrazy Matki Bożej nie miałyby żadnej konkurencji. Od wieków gromadzą się przed nimi tłumy wiernych. Ludzie pielgrzymują w trudzie i znoju, aby spojrzeć na wizerunek Pani, w której każdy widzi swoją Matkę. Przed Jej obrazami klękali królowie. Z narażeniem życia ratowano je z pożarów i ukrywano na terenach Związku Radzieckiego.
"Każdy wizerunek przedstawiający Maryję jest ludzką opowieścią na Jej temat,
jest przekazaniem wyobrażeń o Niej, które wytworzyła sobie epoka i sam twórca.
Wielu z nich starało się na swój sposób pokazać ją taką - jaką ich zdaniem była,
inni - jaką Ją widzieli w wyobraźni. Jeszcze inni pokazywali w swoich obrazach
i głosili za ich pośrednictwem to wszystko, co ich zdaniem należało o Niej powiedzieć.
Jeden Jej wizerunek zbliża człowieka do Niej jako do Matki,
inny pomaga mówić o Niej jako o Przeczystej Dziewicy, jeszcze inny pozwala Ją czcić jako Królową.
(Ze wstępu do przewodnika po sanktuariach maryjnych "Z dawna Polski Tyś królową")
|
Oczywiście kult, jakim są otoczone nie wynika jedynie z z ich artystycznych wartości, ale zależy od atmosfery pobożności ukształtowanej w danym miejscu przez wiernych. Jednak ogromne znaczenie ma też to, jakie cechy Matki Bożej podkreślił artysta w swoim dziele. Jedne obrazy eksponują rozmodlenie Maryi, delikatność Jej uczuć, czułą miłość, jaką otacza swoje dzieci. Inne przedstawiają Ją jako cierpiącą Matkę Odkupiciela. Te, w których artysta nadał rysom Maryi pogodę i delikatny uśmiech podnoszą nas na duchu, napawają nadzieją. Wszystkie skłaniają do modlitwy i zawierzenia. Wyraz Twarzy Matki Najświętszej utrwalony na płótnie jest jakby rozważaniem Jej cnót.
Jedne wyszły z pracowni znakomitych mistrzów, inne malowane były niewprawną ręką. Te drugie należy cenić właśnie dlatego, że niewykształcony artysta potafił przekazać odbiorcom pewne prawdy i wartości, które trudno wyrazić nawet słowami. Jakże trudno zrozumieć ludzi, którzy nie dostrzegają ich piękna.
Mroczną epokę komunizmu pamiętam z dzieciństwa. W miejscowości, gdzie się wychowałam jedyną okazją, aby dostać "święty" obrazek była wizyta księdza "po kolędzie". Jedyną możliwość zakupu książeczki do nabożeństwa stwarzał odpust.
Pisma Świętego nie udało mi się kupić aż do czasów licealnych, kiedy to koleżanka "załatwiła" mi je, gdyż miała odpowiednie znajomości. Były to lata, kiedy miałam wiele wątpliwości związanych z wiarą, szukałam odpowiedzi na wiele pytań. Na szczęście znalazłam w najbliższym otoczeniu kilka osób, które mi pomogły, podsunęły mi nawet wspaniałe książki Hellera i Życińskiego.
Pamiętam dzień, w którym po raz pierwszy zobaczyłam oblicze Pani Jasnogórskiej. Czekałam długo na to spotkanie. O tym obrazie słyszałam wiele, a w ciemnych czasach PRL-u udało mi się zdobyć jedynie niewielkie reprodukcje, kiepskiej jakości, na których Jej oblicze było ledwie widoczne spod ozdobnych "sukienek". Wiedziałam, że jest to obraz najważniejszy w naszym kraju, że Jasna Góra jest jakby stolicą Królowej Polski, a miałam tylko małe, niewyraźne obrazeczki. Moja ciekawość sięgała szczytu.
Wreszcie pojechałam do Częstochowy. Płakałam, kiedy odsłaniano obraz.
Nie umiem znaleźć słów, aby opisać, jak bardzo byłam nim zachwycona.
Wyraz skupienia i rozmodlena na Jej Twarzy, czuła miłość w Jej oczach, ból na Jej obliczu.
Wiedziałam, jak wielu łask i cudów doświadczali ludzie modlący się przed tym obrazem.
Pomyślałam więc, że musiał spodobać się samemu Bogu i to On zechciał przez te znaki zwrócić uwagę ludzi.
Może bez tego współcześni widzieliby tylko ikonę malowaną na desce,
dyskutowaliby nad składem spoiwa temperowego oraz datą powstania.
To wszystko też ważne, ale jakże opisać tę troskę w Jej oczach.
Zakochałam się w Maryi Jasnogórskiej od pierwszego wejrzenia.
Małgorzata Wrochna
wróć
|
|
|