Pigmenty stosowane w malarstwie

wstęp - czerwone - pomarańczowe i żółte - zielone - niebieskie i fioletowe - białe, czarne i brązowe
ziemie naturalne - zamieszanie w nazwach - toksyczność - moja paleta - ściągawka

Moja subiektywna lista kolorów

Biel tytanowa - zużywam duże ilości. Cynkową stosuję sporadycznie.

Złota ochra - zmieszana z bielą daje najjaśniejszy odcień ciała ludzkiego bez żadnych innych dodatków. Żółta ochra jest do tego zbyt żółta, choć też lubię ten barwnik.

Czerwień marsowa - niezastąpiona do otrzymania koloru skóry, gdyż hemoglobina zawiera żelazo.

Czerń marsowa
- bez innych czerni można się obyć.

Ultramaryna - mnóstwo zastosowań, używam do cieni na twarzy, lubię niebieską i fioletową, ale nie zieloną.

Minimum do malowania ikon to barwniki niezbędne do twarzy. Można z nich skomponować też kolory szat - przy złotym tle nie potrzeba wielu kolorów. Nawet bez ultramaryny można się obejść, jeżeli się uprzeć.

Ziemia zielona - niezastąpiona jako verdaccio do ikon, choć często nie podmalowuję całej powierzchni twarzy, a tylko cienie.

W portretach, czasem w wierzchnich warstwach poprawiam czerwienie jakimś syntetykiem.
Różne czerwienie i fiolety syntetyczne - wybieram te mniej jadowite, odrobinę stonowane, choć zwykle trzeba jeszcze łamać je dalej. Ubarwiam nimi pigmenty ziemne albo kładę barwny laserunek.

Kobalty - błękit  oraz zieleń.. Uwielbiam te kolory - piękne i sykatywne. Do wierzchnich warstw. Np. piękny granat można otrzymać kładąc cienką warstwę kobaltu na czerń. Taki dwuwarstwowy kolor wygląda nieco inaczej przy świetle dziennym i sztucznym - trzeba na to zwrócić uwagę - ale jest ciekawszy. Czasem łamię jakiś kolor błękitem kobaltowym tylko po to, żeby poprawić sykatywność, choć ultramaryna byłaby równie dobra. Fiolet kobaltowy uwielbiam, ale stosuję wyjątkowo.

Chromoksyd - bardzo go lubię, choć nie maluję nadmiaru zieleni.

Zieleń szmaragdowa - piękna i czasem przydatna.

Syntetycznych zieleni i błękitów organicznych nienawidzę.  Szczególnie ftalowych. Jakoś się bez nich da malować. Jeżeli gdzieś stosuję, to tylko po to, żeby zużyć kupioną przed laty tubkę.

Błękitu pruskiego nie lubię za jego brzydotę, choć tu zapewne robię błąd, gdyż stosowany jest bardzo szeroko. Czasem jest niezastąpiony, szczególnie do uzyskania ciemnych, cienistych zieleni.

Nienawidzę kadmów. Rozumiem, że czasem są niezastąpione i sporadycznie ich używam, ale z wielką niechęcią.

Żółcienie azowe Hansa
też przydają się sporadycznie i nie lubię tych kolorów. Raczej tylko w mieszankach lub laserunkach i żeby zużyć kupioną przed laty tubkę.

Lubię ziemie naturalne za ich stonowany, "gotowy do użycia" kolor, różne ochry, ugry i sieny - bez nich nie byłoby malarstwa.
Umbra naturalna jest jednym z moich najukochańszych barwników (w przeciwieństwie do palonej, która jest dla mnie zbyt ciepła).
Caput mortum - wspaniały kolor, bardzo niedoceniany, niby żelazowa czerwień, ale po rozbieleniu fiolet. Jeżeli dodać do tego pigmentu syntetyczne czerwienie organiczne, to można otrzymać bardzo interesujące kryjące purpury.

Nie lubię kupować mieszanek, wolę dopracować kolor sama. Boję się mieszanek, w których jednym ze składników jest syntetyczny barwnik organiczny, migrujący i krwawiący do wierzchnich warstw.

Akwarele

Zupełnie inną paletę barw wybieram do akwareli. Tu królują chinakrydonowe, azowe i ftalowe syntetyki i ultramaryna. Uwielbiam oba fioletowe kadmy, nadające granulację, szczególnie ten jaśniejszy, delikatny i słodki. Lubię wszystkie ziemie naturalne, te bardziej i mniej kryjące. W akwareli przydają się wszystkie możliwe kolory. Jedynie do błękitu pruskiego nie mogę się przemóc, choć mówią mi, że tu robię błąd.



Opracowała: Małgorzata Wrochna - kontakt do autorki - prawa autorskie - ArsSacra.art.pl