Pigmenty stosowane w malarstwie

wstęp - czerwone - pomarańczowe i żółte - zielone - niebieskie i fioletowe - białe, czarne i brązowe
ziemie naturalne - zamieszanie w nazwach - toksyczność - moja paleta - ściągawka

Toksyczność pigmentów

Grzeszki producentów farb są rozmaite. Utrzymywanie bałaganu w nazewnictwie, "podkręcanie" palety kolorów, pakowanie nadmiaru oleju do tubki. Wszystko to mały kaliber w porównaniu do sprzedawania toksycznych pigmentów przez firmy z niższej półki. Owszem, te najlepsze sprzedają różne trucizny konserwatorom i to jest zrozumiałe. Profesjonalny konserwator wie, który związek może powodować problemy i w jaki sposób uniknąć zatrucia. Pracując z cennym dziełem sztuki musi uzupełniać ubytki warstwy malarskiej biorąc te same pigmenty, jakimi przed laty posługiwał się artysta. Jednak nie ma usprawiedliwienia dla toksyn sprzedawanych przez internet lub na różnych kursach.

Toksyczny czyi trujący to związek chemiczny mogący potencjalnie wywołać ostre lub przewlekłe zatrucie. Ponadto pigment może być rakotwórczy (karcynogenny) oraz teratogenny, czyli powodujący powstawanie wad wrodzonych u płodu. Sami nie jesteśmy w stanie ocenić tych zagrożeń. Np. większość związków baru jest trujących, ale siarczan baru rozpuszcza się w tak nikłym stopniu, że jest stosowany jako środek kontrastowy do badań Rtg przewodu pokarmowego. Podawany doustnie nie wchłania się i jest bezpieczny dla pacjenta.

Tym bardziej malarz nie może ocenić ryzyka rakotwórczości, gdyż bywa, że nawet dla lekarzy jest ono znane dopiero po latach od wprowadzenia produktu na rynek. Jeżeli więc sprzedawanie danego związku chemicznego jest zabronione dla nieprofesjonalistów, to powinniśmy te przepisy uszanować.

Cynober (siarczek rtęci) i związki kadmu są nierozpuszczalne, więc prawdopodobieństwo zatrucia nimi jest niewielkie, choć zarówno rtęć, jak i kadm są toksyczne. Jednak cynober zbyt chętnie wchodzi w reakcje i rozkłada się pod wpływem temperatury, żeby mógł być uznany za bezpieczny. Z kadmem też zalecałabym ostrożność. Zresztą, czy te barwniki są istotnie konieczne? Czerwienie organiczne są ładniejsze, a gama ich barw znacznie szersza. Nawet w ikonie czerwień szat męczennika będzie miała bardziej naturalny odcień, jeżeli ubarwimy czerwień żelazową jakimś syntetykiem, a cesarskiej purpury nie uzyskamy ani z cynobru, ani z kadmu.

Związki kobaltu są średnio toksyczne. W małej ilości pierwiastek ten jest potrzebny, jako składnik witaminy B12, ale w większym stężeniu jest tylko trucizną. Dodawany był kiedyś do piwa i spowodował u wielu osób powstanie kardiomiopatii, gdyż odkładał się w sercu.

Należy jeszcze uwzględnić w jakiej formie sprzedawany jest pigment. Farbą olejną możemy pobrudzić ręce i rozsądek podpowiada, że należy je umyć, szczególnie jeżeli bawimy się mniej bezpiecznymi barwnikami. Te same związki chemiczne stwarzają jednak większe zagrożenie jeżeli kupujemy je jako sypkie pigmenty, gdyż istnieje wtedy ryzyko inhalacji pyłu, a tego już nie zmyjemy. Pamiętajmy, że metale ciężkie kumulują się w tkankach, gdyż wydalanie ich jest bardzo ograniczone.

Niestety w naszym kraju można nabyć różne "atrakcyjne" pigmenty, np. cynober. Nie rozumiem tej niefrasobliwości sprzedawców. Nie wiedzą w czyje ręce trafi pigment - kupować może ciężarna kobieta, która jako hobbystka ma prawo nie zdawać sobie sprawy z zagrożenia. Jak ocenić poczucie odpowiedzialności takich sprzedawców?

Czy naprawdę cynobru nie da się zastąpić niczym? Współczesna chemia zapewniła nam całą gamę syntetyków, wśród których znajdziemy też barwniki kryjące. Barwa cynobru pasuje do znaku drogowego, ale ikony lepiej tym nie dotykać. Do szat męczenników idealnym pigmentem jest czerwień pyrrolowa rubinowa (PR264) - krwistoczerwona, półkryjąca, głęboka, nie jaskrawa, przepiękna. Tym bardziej purpury tyryjskiej, koloru jakże odpowiedniego do szat Madonny, nie stworzymy ani z cynobru, ani z żadnego kadmu, bo domieszka błękitu da nam kolor bury. Trzeba zastosować jakiś błękit (ultramarynę - PB29, PV15 lub kobalt - np. PB74) albo fiolet (np. mineralny, czyli manganowy - PV16) i dobrze zaprawić czerwonym syntetykiem, wpadającym w purpurę. Nie potrafię wyjaśnić dlaczego tak jest, ale zieleń łatwo jest stworzyć z błękitu i żółcieni, oranż podobnie - nigdy nawet nie przyszło mi do głowy, żeby kupić tubkę pomarańczowej farby, natomiast purpury i fiolety są trudnymi barwami. Być może chodzi o to, że widmo światła słonecznego nie jest zamkniętym kołem i w jakiś sposób inaczej odbieramy fale długie - czerwone, inaczej krótkie - fiolet wpadający w purpurę. Tutaj czasem trudno jest uzyskać potrzebny odcień.

Jak więc poradzić sobie przy malowaniu ikon, gdy brakuje nam odpowiedniego pigmentu? Ja pomagam sobie akwarelą. Spoiwem typowym dla tej techniki jest guma arabska. Można ją mieszać z żółtkiem, ale taka tempera ma jedną wadę - pozostaje stale rozpuszczalna. Przy nakładaniu kolejnych warstw, możemy niszczyć poprzednie, jeżeli wprowadzimy nadmiar wody. Należy więc:

  1. Kupić akwarelę takiej firmy, która nie pakuje do tubki nadmiaru gumy, miodu czy innych dodatków, ale dużo pigmentu. (polecam Winsor and Newton oraz Van Gogh, ale nie Sennelier)
  2. Zastosować nieco więcej żółtka, niż zwykle.
  3. Malować z wyczuciem i delikatnością, cienkimi warstwami, bez nadmiaru wody.
  4. O ile to możliwe mieszankę z akwarelą położyć dopiero w ostatnich warstwach.
  5. Werniks musi być wyraźnie hydrofobowy, w hydrofobowym rozpuszczalniku. Po prostu najzwyklejsza olifa będzie najlepsza.
Trochę zawracania głowy, ale dodatek akwareli poszerza znaczne naszą paletę barw. Guma arabska nie utrudnia wysychania olejów żółtka. Pigmenty ziemne, ultramaryna i kilka syntetyków w akwareli to zestaw dający ogromne możliwości i zupełnie bezpieczny.
Opracowała: Małgorzata Wrochna - kontakt do autorki - prawa autorskie - ArsSacra.art.pl